I do teraz nie mogę przestać o tym myśleć.
Dziś czwartek, więc staram się trzymać mojego postanowienia i publikuję kolejny wpis. Jest ciężko, bo piszę ten tekst siedząc na lotnisku w Finlandii czekając na samolot do Gdańska. Pogoda jest wyjątkowo przyjemna, a słupek rtęci wskazuje okolice zera. Dookoła leży idealna ilość śniegu, dzięki czemu jest biało a nie jak to bywa w Polsce zimno, szaro i ponuro.
Przyjechałem tu w sobotę 10 lutego z 6 uczniów, częścią Szkolnego Koła Filmowego, które buduję w Koziegłowach już 6 rok. Nasza obecność tutaj była możliwa dzięki współpracy naszej gminy, gminy fińskiej i oczywiście osób, które wyszły z taką inicjatywą i dopilnowały aby to, co było tylko planem, rzeczywiście się wydarzyło. Nie obyło się bez komplikacji, ale nie o tym ma być ten wpis.
Lekko nie było
Nasza podróż rozpoczęła się w Poznaniu już w piątek 9.02 o 18:00, czyli w ostatni dzień szkoły przed feriami zimowymi w Wielkopolsce. Na miejsce docelowe – przepięknego ośrodka Tapian Tupa w Kalajoki, po podróżach pociągiem, autobusem nocnym, samolotem i fińskim “PKSem” dotarliśmy w niedzielę 11.02 o godzinie 7:00 po 36 godzinach przemieszczania się i oczekiwania na kolejne środki transportu. Łatwo nie było ale daliśmy radę.
Głównym punktem naszego przyjazdu były odwiedziny w zespole szkół JEDU w wiosce Ylivieska oddalonej od miejsca naszego pobytu o około 60 km. Ten punkt programu “zaliczyliśmy” ostatniego dnia naszego pobytu, czyli w środę.

Rano o 8:30 przyjechał po nas Hanni, z którym spotkaliśmy się już pierwszego dnia. Dojazd zajął nam około 45 minut, a po drodze rozmawialiśmy o głównych gałęziach przemysłu w Finlandii. Okazało się, że tam jest bardzo dużo małych i dużych firm przetwarzających drewno. Produkują różne rodzaj papieru, kartony i tzw. pulpę drzewną, która może być wykorzystywana do tworzenia końcowych produktów celulozowych. Rozmawialiśmy też o tym co stało się z Nokią, o tym że na ich uniwersytetach intensywnie pracuje się nad i z nowoczesnymi technologiami. Jedną z nich jest produkcja ubrań z drewna, dokładniej z celulozy, bo to tańsze i bardziej przyjazne dla środowiska niż hodowanie bawełny. To były interesujące rozmowy i dodatkowy dla mnie wysiłek polegający na tym, że musiałem rozmawiać po angielsku. A już dawno go nie trenowałem i dodatkowo potem tłumaczyłem to czego się dowiedziałem młodzieży, która mogła nie załapać o co chodzi.
Doznałem ciężkiego szoku
Na miejsce dojechaliśmy około 9:30 i już na samy początku , po wejściu do szkoły zobaczyliśmy fajny, nieduży hol ze stołem do bilarda, a pod ścianą stało chyba 10 dużych dostępnych iMaców. Hole były jasne i zaprojektowane bardziej jak campus studencki niż znane nam w Polsce technikum. Na korytarzach były wygodne fotele, kserokopiarki dostępne dla każdego, darmowe Wi-Fi, gniazdka elektryczne. Wszystkie sale były otwarte, mogliśmy zajrzeć gdzie chcieliśmy. Widzieliśmy sale symulujące sale szpitalne, gdzie uczniowie uczą się w zawodzie pielęgniarza i pielęgniarki. W salach leżał sprzęt audio-video, nic nie było zamykane na klucz, nic nie ginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Na twarzach moich uczniów widać było niedowierzanie, że tak może wyglądać szkoła. Co chwilę robili “łoły” i “łały” (podobnie jak ja), pytając co trzeba zrobić, żeby tu się uczyć.

Była ogromna sala połączona z nowoczesną, bardzo dużą kuchnią w której uczniowie uczyli się przygotowywać i wydawać jedzenie. Była śliczna sala audiowizulana przypominająca nasze sale wykładowe na uczelniach wyższych. Wspaniała była też kuchnia i jadalnia, gdzie uczniowie biorą przygotowane przez szkolne kucharki jedzenie i jedzą je na całkiem przyjemnej jadalni razem ze swoimi nauczycielami. W szkole jest tak dużo młodzieży, że śniadania i lunche je się na dwie zmiany. Bardzo miłe było z ich strony, że też mogliśmy z niej skorzystać zarówno na śniadanie, jak i obiad, a koszty naszego wyżywienia pokryło Centrum Multimedialne, które było naszym głównym punktem tego dnia.

Wpadnij za tydzień do będzie cześć druga, może nie ostatnia
O tym co tam zobaczyliśmy dowiesz się następnym razem ponieważ teraz jestem w pociągu do Poznania, kończy mi się bateria w laptopie i po prawie 18 godzinach bez snu, moje baterie też są na wyczerpaniu i robię dużo literówek zasypiając nad klawiaturą. Czekaj na kolejny wpis opisujący nasz pobyt w Finlandii, efekt “opadu szczęki” gwarantowany.

Pan Belfer