Co robić z 6-latkiem kiedy w wakacje pada deszcz?

Polskie lato jakie jest każdy wie. Staramy się wykorzystać każdą chwilę słońca i ciepła by nasycić się zabawami na świeżym powietrzu. Są jednak przedpołudnia i popołudnia, czasami przeciągające się w kilkudniowe ciągi, kiedy z braku odpowiedniej pogody wybieramy pozostanie w domu. Nie ukrywam, że niestety nie mam w sobie zapału do prac techniczno-plastycznych, z czego nie jestem dumny, no ale tak jest. W związku z tym, jakoś nie mam w sobie ani wystarczających pokładów kreatywności, czy cierpliwości aby zainteresować tymi działaniami Seweryna. Szukałem więc czegoś, co będę robił razem z nim z radością i ekscytacją. Lubię różne elektroniczne “gadżety” i gry, no i różnorodne planszówki. Seweryn ma oczywiście podobne zainteresowania. No i tak się świetnie złożył,o że mamy od kilku dni okazję testować grę edukacyjną, która jest połączeniem wszystkich powyższych, a do tego uczy programowania. Mówię o polskiej grze Scottie GO.
Gra, która bawi ucząc i uczy bawiąc

Akurat w pierwszym dniu testów kuzynki moich chłopaków wpadły w odwiedziny. Pogoda niestety nie sprzyjała spacerom, więc próbowaliśmy ich jakoś ogarnąć w domu. Na pierwszy ogień poszło odpakowanie i przygotowanie do “pierwszego uruchomienia” tego, co znajdywało się w pokaźnym pudełku. Gdy podzieliliśmy wszystkie elementy na odpowiednie miejsca w specjalnie przygotowanej podstawce, przyszedł czas na zainstalowanie darmowej aplikacji ze sklepy Google Play (oczywiście dostępna jest też na iOS na AppStore). Tam obejrzeliśmy zabawne intro i poznaliśmy bohatera, któremu musimy pomóc. Za pomocą urządzenia mobilnego stworzyliśmy gracza i rozpoczęliśmy pierwszą misję.
Ta pokazywała podstawowe zasady działania całego systemu. Na ekranie widzieliśmy Scottiego z zaznaczonym polem do którego musi dotrzeć. Na fizycznej planszy dzieciaki zaczęły tworzyć za pomocą odpowiednich płytek “program”, który pozwoli wykonać misję. Pierwsza próba się nie powiodła, bo zapomnieli zakończyć go płytką “koniec”. Podpowiedziałem im, że każdy program musi zaczynać się “startem”, a kończyć właśnie tą płytką. Zeskanowali z pomocą aplikacji ułożony “kod”, Scottie wykonał odpowiednią, zaplanowaną, liczbę kroków i dotarł do pola X (cała ta animacja odbywała się na ekranie tabletu). Ale im się to spodobało. Potem już były kolejne misje, gdzie musieli więcej kombinować. Najbardziej cieszyły mnie ich dyskusje, czy to się uda, czy zakręt jest w dobrą stronę, no i oczywiście, kiedy misji nie udało się wykonać, szukanie błędu i poprawianie “kodu” na planszy.
Mnie też to jara
Muszę Ci się przyznać, że z zazdrością patrzyłem na ich dobrą zabawę i jak tylko dziewczynki pojechały to namówiłem Seweryna na wspólne wykonanie jeszcze dwóch, czy trzech misji. Faktycznie super działa fizyczne układanie kodu za pomocą płytek z komendami. Pozwala lepiej skupić się na tym po co jest dana płytka i jaki przyniesie efekt jej zastosowanie w danej misji. Przy okazji mój 6-latek szlifuje umiejętność czytania ze zrozumieniem szukając odpowiedniej płytki. Bardzo dużo radości daje też ten moment skanowania ułożonego programu za pomocą aparatu w urządzeniu mobilnym i oglądanie jak nasz cyfrowy bohater pokonuje przeszkody i wykonuje misję.
Uśmiech mojego młodego, po każdej prawidłowo wykonanej misji, jest chyba najlepszą odpowiedzią, czy warto dzieciakom dać się porwać takiej edukacyjnej rozrywce. Dobra to ja kończę i wracam do planszy, bo za oknem znowu typowe polskie wakacje skąpane w strugach deszczu…