“LISTA” – Belfer Alternative cz.1 #PopieramNauczycieli

Czytelniku, oto stoi przed Tobą zadanie typu prawda/fałsz. Zostawiam Tobie ocenę tego, co jest czym. Rozwiązanie opublikuję w przyszłości. Wszystko to, co czytasz,  jest mieszanką faktów i wydarzeń z tzw. przeszłości alternatywnej.

Zostaw proszę informację, czy ważne jest dla Ciebie, abym kontynuował dalej historię naszego bohatera, a gdyby tekst przypadł Ci do gustu, i gdybyś uważał, że jest ważny,  to podziel się nim dalej. W ten sposób i ja, i Ty możemy wpływać na nasze „jutro”.

Rok 2004, Poznań, Polska.

Poznajcie Dawida. Dawid to młody, średnio zdolny i dość leniwy student trzeciego roku chemii środowiska. On, jak i wielu jego kolegów, dał się złapać w pułapkę promocyjną wydziału chemii już w 3 klasie liceum i stwierdził, że chemia może być fajna. I była fajna, ale jakoś w połowie zaczęło mu się nudzić. W tym czasie też (bardzo późno w porównaniu do jego rówieśników) z pomocą rodziny, stypendium i wakacyjnej pracy, mógł sobie wreszcie kupić komputer. W sumie głównie po to, żeby grać,  ale rodzicom powiedział, że potrzebny mu jest na studia… Na szczęście później okazało się, że nie tylko granie było ważne, ważniejsza była wrodzona poznańska oszczędność i kombinowanie, jak samemu rozwiązywać problemy, ale o tym przy innej okazji.

Tak więc mamy rok 2004. Dawid – znudzony i niemający konkretnych perspektyw na przyszłość student – dowiaduje się, że na jego uczelni jest możliwość ukończenia bezpłatnego kursu pedagogicznego, który pozwoli w przyszłość starać się o posadę nauczyciela. To był przełomowy moment, który Dawid potraktował jako szansę dla siebie. Wiedział, że bardzo trudno zostać nauczycielem. To zawód oblegany i dobrze płatny. Dodatkowo kurs pedagogiczny zawsze kosztował ogromne pieniądze, co dla studenta było często poza sferą marzeń. Słyszał wiele opinii o tym, że taki kurs jest prowadzony przez praktyków, często najlepszych nauczycieli z okolicznych szkół. Podobno było też tak, że ci najlepsi nauczyciele wybierali sobie najzdolniejszych studentów i zapraszali ich do siebie na praktyki. To musiało być niesamowite, myślał Dawid, móc obserwować ich jak pracują, jakie metody wykorzystują, jak przygotowują się do zajęć. Więc kiedy nadarzyła się taka okazja na jego studiach, że można będzie bezpłatnie rozpocząć taki kurs, chłopak bez wahania się zapisał, bo liczba miejsc była ograniczona, a na przyjęcie miały też wpływ wyniki egzaminów. Do dziś pamięta nerwową atmosferę, gdy razem z innymi studentami czekali przed sekretariatem na wywieszenie listy osób, które się zakwalifikowały. Dawno nie trzymał tak mocno kciuków. Ręce miał spocone, a serce biło mu jak szalone. Kolejny raz odczuwał takie  emocje podczas oczekiwania na wyniki kolosalnego egzaminu z chemii organicznej.

Czasami w rozmowach wspomina, o czym dyskutowali wtedy pod drzwiami:

– Ale to jest niesamowita okazja, co? Kurczę, nigdy nawet nie myślałem, żeby próbować zostać nauczycielem. No bo wiadomo, skąd wziąć taką kasę na kurs? A tu patrz, dostali jakiś grant i możemy.

– Nooo, też tak miałem. Szkoda, że mają tylko 30 miejsc. Z tego, co słyszałem, to ponad 100 osób stara się o zakwalifikowanie.

– A co się dziwisz, być nauczycielem to fajna sprawa. Widziałeś teraz te nowoczesne szkoły? Ty wiesz, jakie cuda mógłbyś robić z dzieciakami. No i te 15-osobowe klasy, a nie jak za naszych czasów 30… Już sobie wyobrażam, jakie doświadczenia bym z nimi robił.

– Nawet nie patrzyłem na to z tej strony. Dla mnie ważna była ta ustawa, która weszła i gwarantuje, że nowy nauczyciel zawsze będzie dostawał pensję o wartości minimum średniej krajowej. Stary, gdzie indziej masz taki start? I do tego te premie za zaangażowanie i że płacą ci, jak chcesz się dalej uczyć.

– Wiesz, żona mojego wujka jest nauczycielką historii. Opowiadała ostatnio na imieninach wujka, że od kiedy wprowadzili te zmiany, to szkoły rozkwitły w ciągu zaledwie 2 lat. Opowiadała o tym, że uczniowie zostają po godzinach i na różnych kołach zainteresowań z zaangażowaniem zdobywają nową wiedzę, a nauczyciele raz w tygodniu spotykają się razem i dzielą tym, jak pracują i czego się nauczyli na kursach doszkalających. No i mówiła, że teraz mają taki specjalny fundusz, że jak nauczyciel chce jechać z uczniami na lekcję w terenie, to nikt nie musi za to płacić, a ona ma jeszcze za to dodatkową kasę. Przecież to aż się chce człowiekowi.

– Ale zazdroszczę dziś tym młodziakom, co dopiero są w szkole. Tyle szans, tyle możliwości… Mój młodszy brat chodzi teraz do gimnazjum i widzę jak pracuje w domu. Ma jakiś sprzęt do lutowania ze szkoły i jak go pytam co robi, to on mówi, że z panem od informatyki naprawiają szkolny radiowęzeł, a w czwartek mają spotkanie z radiowcami z Poznania, którzy nauczą ich podstaw dziennikarstwa. W sumie to mu zazdroszczę… O! Zobacz, pani Ania wywiesza listę!

Potem jeszcze wspomina o radosnych okrzykach tej 30-stki, która się dostała i smutku na twarzach chyba 80-tki, która była pod kreską…

On też krzyczał z radości. To był dla niego bardzo ważny i bardzo dobry dzień.

Przypominam:
Czytelniku, ten wpis to zadanie typu prawda/fałsz. Zostawiam Tobie ocenę tego, co jest czym. Rozwiązanie opublikuję w przyszłości. Wszystko, co czytasz , jest mieszanką faktów i wydarzeń z tzw. przeszłości alternatywnej.

Zostaw proszę informację, czy ważne jest dla Ciebie, abym kontynuował dalej historię naszego bohatera, a gdyby tekst przypadł Ci do gustu, i gdybyś uważał, że jest ważny, to podziel się z nim dalej. W ten sposób i ja, i Ty możemy wpływać na nasze „jutro”.

 

Chciałbym, aby ten artykuł był częścią serii, jaką będę publikował na moim blogu. Dlaczego?
Bo chcę w dość przekorny sposób pokazać, gdzie jest dziś polska edukacja, w jakim stanie psychicznym są polscy nauczyciele. Gdzie są jedne ze źródeł frustracji uczniów i rodziców na dzisiejszą szkołę i nauczycieli.
Bo chcę pokazać, co by było, gdyby…
Bo nie boję się mówić o tym jak jest, co mnie boli.
Bo martwię się o to, kto i jak będzie edukował moich synów…
Bo wierzę, że warto!